PAP: Nie uciekł przed alkomatem, tylko się... spieszył
|
|
|
W czwartek około godz. 14 ktoś zadzwonił do Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie i poinformował, że szef limanowskiej komendy powiatowej pracuje po pijanemu. Funkcjonariusze z inspektoratu wsiedli w samochód i pojechali do Limanowej, żeby sprawdzić, czy faktycznie tak jest. Gdy zaparkowali samochód przed komendą powiatową, była dokładnie 15.38, czyli już osiem minut po zakończeniu pracy w tej jednostce. Szefa jednak zastali. Poinformowali go o treści anonimowego telefonu i oświadczyli, że muszą sprawdzić tę informację - opisuje dziennik.
Komendant miał tę wiadomość przyjąć spokojnie. Poprosił gości, aby usiedli. Sam wyszedł z pokoju i... już nie wrócił - podaje gazeta. Punktualnie, jak gdyby nigdy nic, insp. Kruczek pojawił się natomiast wczoraj w pracy i odebrał telefon od kontrolerów z Krakowa. Swoje nagłe zniknięcie tłumaczył, że ma remont w domu i w tej sprawie był umówiony z fachowcem. Przekonywał, że miał nadzieję, iż to spotkanie zajmie mu maksymalnie 15 minut i zdąży wrócić. Ale - jak mówił - przeciągnęło się i gdy wrócił do komendy po około 50 minutach, nie zastał już nikogo w gabinecie. W ten sposób limanowski komendant uniknął badania na alkomacie i wystawił do wiatru krakowskich kontrolerów - pisze "Dziennik Polski". (PAP)
|