Kierowca podejrzany o spowodowanie po pijanemu wypadku, w którym zginęły dwie osoby, sam poprosił prokuraturę o tymczasowe aresztowanie.
- Być może zrozumiał, do czego doprowadził - mówi Piotr Kosmaty, szef prokuratury rejonowej Kraków-Śródmieście Wschód, która prowadzi śledztwo w sprawie wypadku. Do tragedii doszło koło Skały. Polonezem jechało trzech mężczyzn wracających do domu z budowy. W pewnym momencie, pokonując zakręt, 35-letni kierowca poloneza stracił panowanie nad samochodem, który wpadł na betonowy przepust. Uderzenie było tak silne, że samochód koziołkował przez kilkanaście metrów. Z poloneza wypadli obaj pasażerowie. Ich ciała znaleziono kilkadziesiąt metrów od wraku poloneza. Obaj zginęli na miejscu. Kierowca zdołał wyczołgać się z rozbitego pojazdu. Policji, mimo poszukiwań i użytego psa tropiącego, nie udało się go odnaleźć.
35-letni mężczyzna niespodziewanie jednak sam zgłosił się na drugi dzień na policję. Przyznał się do prowadzenia samochodu. Co ciekawe, prokuratura zdecydowała się także na postawienie mu zarzutu prowadzenia pojazdu i doprowadzenia do katastrofy po pijanemu, choć nie miała wydruków z alkomatu czy alkotestu potwierdzających zawartość alkoholu we krwi. W momencie gdy kierowca zgłosił się na komendę, był trzeźwy. - Dysponujemy jednak zeznaniami świadków oraz samego podejrzanego, który przyznał, że przed wyjazdem wraz z kolegami wypił trzy butelki wódki, piwo i wino - mówi prokurator Piotr Kosmaty.
Sprawca dwa lata temu został już skazany za jazdę po pijanemu, wsiadając do poloneza, nie miał prawa jazdy. Grozi mu do 12 lat więzienia.
|